ks. Andrzej Kopiczko
Zwykło się mówić, że granica albo dzieli, albo łączy. Dzieli wówczas, gdy ustanowiona jest między państwami, narodami lub ludźmi wrogo do siebie nastawionymi. Pojawią się wówczas zasieki, wznoszone są mury albo ustawiane straże. Takich granic człowiek się boi. Czasem omija je, ale też często podejmuje próbę przełamywania stworzonych barier. I wówczas granica może zacząć łączyć i stać się wartością pozytywną. Nic więc dziwnego, że współcześnie coraz częściej słyszymy hasła o znoszeniu granic, o granicach jako miejscu spotkania, styku różnorodności, linii spajającej czy też przestrzeni pogranicza – swoistej strefy mało rozpoznanej, wyjątkowej, międzykulturowej.
Granica, przy której witano biskupów warmińskich, w przeszłości odpowiadała wszystkim tym przesłaniom. Najpierw stanowiła miejsce nieokreślone, terytorium do zagospodarowania. Tutejsze ziemie – to obszar nazywany niegdyś Galindią – co tłumaczono jako „kraj położony na końcu świata”. Ale, w przeciwieństwie do innych terenów, był bogaty w ludzi, jak mówiono dawniej – ludny. Niestety, tutejsi mieszkańcy wyginęli podczas sąsiedzkich walk na początku XII wieku. Odtąd – aż do powtórnego zasiedlenia – ziemia ta stała się osadniczą pustką.
Nie trwało to długo. Pustkowiem zainteresowali się chłopi z sąsiedniego Mazowsza i tak zaczęła się powoli kształtować społeczność, nazwana później mazurską. Ale i od północy nadciągali nowi osadnicy. Tych do osiedlenia się zachęcała fromborska kapituła, ponieważ biskupi warmińscy oddali jej pod zarząd świecki komornictwo, czyli mówiąc współcześnie – powiat olsztyński. Nie stronili od tych ziem także – przybyli do Prus na początku XIII wieku – Krzyżacy. I okazało się, że ostatecznie o granicy południowej Warmii zdecydowali ci ostatni. W sierpniu 1341 roku przedstawiciele kapituły fromborskiej i Zakonu podpisali układ o nowej granicy, m.in. na linii Butryny – Kurki.
To odległe czasy, ale wspomniane wydarzenia doprowadziły do wprowadzenia pierwszej wyraźnej linii między Warmią a Prusami Krzyżackimi, potem Książęcymi. Odtąd granica nieokreślona stała się granicą podziału; najpierw politycznego, a od 1525 roku także religijnego. Na południe od Butryn aż do granicy z Mazowszem zaczęto wprowadzać nowy porządek kościelny i pojawili się wyznawcy luteranizmu. Ale to nie wszystko. W 1466 r. podpisano II pokój toruński i wówczas samą Warmię przyłączono do Polski. Nadal jednak zachowała dużą autonomię.
Nazywano ją odtąd kraikiem, bo na kraj była za mała. Król Polski Kazimierz Jagiellończyk przyrzekł wówczas „samego pana elektora warmińskiego i kościół jego, kapitułę i poddanych we wszystkich ich przywilejach, wolnościach, prawach, jurysdykcji i zwyczajach, którymi od dawna się cieszyli zachować i ich samych, jak i każdego z osobna w prawie tym utrzymywać i bronić”. I oto wytworzyła się dziwna sytuacja. Niewielka Warmia, niezmiennie katolicka, została złączona z Polską, ale nie granicą. Dzielił ją od Polski najwęższy pas terytorium, jaki istniał w Prusach Krzyżackich, potem Książęcych – skrótowo mówiąc – obszar między Butrynami a Nidzicą. Tak więc jadąc z Rzeczypospolitej na Warmię trzeba było przekroczyć dwie granice: polsko-pruską i prusko-warmińską.
I jeszcze dwie zmiany trzeba odnotować. W 1772 roku z butą i bezwzględnością włączono Warmię do Prus. Wskutek tego zaboru administrację świecką utracili biskupi i kapituła fromborska; zlikwidowano polityczną granicę warmińsko-pruską i podjęto próbę unifikacji tych krain. Nie do końca było to możliwe. Dzieliło je przede wszystkim nadal wyznanie: na Warmii w dalszym ciągu mieszkali prawie wyłącznie katolicy, a na Mazurach ewangelicy. W XIX wieku struktura wyznaniowa zaczęła nieznacznie zmieniać się. W rejonie Nidzicy pojawili się osadnicy katoliccy. Jednak gdy chcieli skorzystać z kościoła w pobliskim Janowie, leżącym już w zaborze rosyjskim, w 1841 roku urzędnicy carscy zaczęli uszczelniać granicę. Wówczas katolicy zbudowali w Nidzicy własny kościół.
Mimo zaborów łączność Warmii z Polską, choć wymazaną z map Europy, nie została przerwana. Z Prus Wschodnich przerzucano broń na teren Polski, by wesprzeć powstańców styczniowych.
Ale granica ta była coraz trudniejsza do przekroczenia. Dopiero wskutek wydarzeń związanych z II wojną światową przestała istnieć, gdy ziemie byłych Prus Wschodnich z Warmią przyłączono do Polski.
To tylko krótki zarys dziejów politycznych tego skrawka ziemi. Potrzebny, by uświadomić sobie jej złożoną przeszłość, która jest przypisana terenom pogranicza. Ich dzieje są prawie zawsze zmienne, trudne, ale jak to z ludźmi bywa: właśnie to, co trudne, często łączy i rodzi sąsiedzką przyjaźń. I tak było tutaj.
Miejsce, na którym w przeszłości witano biskupów, miało swoje święta i chwile bardziej uroczyste. Zawsze były to odpusty, a później warmińskie kiermasy, święcenia pól i uroczystości rodzinne. Przy takich okazjach zapominano o różnicy wyznaniowej i sąsiedzi – Warmiacy i Mazurzy – spotykali się razem. Ksiądz Walenty Barczewski zanotował wypowiedź tutejszej Warmianki: „Mój Jozek zwola na zieczór dzieci i cieladniki do wspólnego pacierza, tedy Warnijok i Mazur mózią głośno pospołu polski różaniec i na pieśń polską nieraz czasu stanie”.
Ale były stulecia, kiedy oczekiwano także innych uroczystości. Powróćmy więc do okresu, gdy granica ta łączyła, choć pośrednio, Warmię z Polską, a stało się to po 1466 roku. Odtąd datują się liczne kontakty polityczne, kulturalne i naukowe, a także religijne. Nad ziemią warmińską opiekę sprawowali wówczas królowie polscy i – jako władcy – chcieli mieć dobrych przedstawicieli. Nie było to proste; Warmią zarządzali biskupi, a tych wybierała kapituła. Doszło więc do układu, dzięki któremu kapituła miała wybierać na biskupa tylko osobę „miłą królowi”. Jak się okazało, zasadę tę rozumieli władcy polscy jako prawo osadzania na Warmii swojego kandydata. Tak więc wszyscy biskupi warmińscy od Maurycego Ferbera do Ignacego Krasickiego, a więc od 1523 do 1767 roku, pochodzili z wyboru polskiego króla.
Ale czy nowo mianowany biskup Ferber był witany w Butrynach, nie wiemy. Pochodził z Gdańska, od 1508 roku był kanonikiem fromborskim. Wprawdzie często wyjeżdżał z Warmii i sakrę biskupią przyjął podczas obrad sejmu w Piotrkowie z rąk prymasa Polski arcybiskupa Jana Łaskiego, to jednak nie udało się ustalić, czy odbyła się ceremonia powitania w tym miejscu. Wiemy natomiast, że jeszcze przed przyjęciem sakry udał się z Fromborka do stolicy biskupiej w Lidzbarku i tam został uroczyście powitany, a przedstawiciele króla Zygmunta I Starego przekazali mu „klucze” do miasta i zamku.
O jego następcy biskupie Dantyszku wiemy, że przybył na Warmię w 1537 roku trasą z Lubawy przez Olsztyn do Lidzbarka. Wcześniej poinformował kapitułę fromborską, że pojedzie nie przez Olsztyn, a przez Dobre Miasto. Jednak wskutek próśb kanoników zmienił decyzję i zgodził się na tradycyjny szlak wiodący na Warmię, czyli przez Olsztyn.
Tę samą drogę obrał następca Dantyszka – biskup Tiedemann Giese w sierpniu 1549 roku. Nie dojechał jednak od razu do Lidzbarka, ponieważ grasowała tam dżuma; przez pięć miesięcy mieszkał więc w Jezioranach.
Jeden z najbardziej znanych rządców Warmii – kardynał Stanisław Hozjusz, podobnie jak Dantyszek, wyruszył też z Lubawy i od razu skierował się do Fromborka. Marcin Kromer wyjechał z Warszawy, więc zapewne jako pierwszy skorzystał z tzw. traktu warszawskiego, ale nie wiemy, czy powitali go przedstawiciele kapituły. Ta długo protestowała bowiem przeciwko jego nominacji na koadiutora kardynała Hozjusza.
Również kolejni następcy Kromera wybierali tę trasę: Andrzej Batory, Piotr Tylicki i Szymon Rudnicki. O ich powitaniach na granicy w Butrynach nic nie wiemy. Dopiero przy biskupie Mikołaju Szyszkowskim odnotowano, że 30 marca 1634 roku powitali go tu: biskup pomocniczy Michał Działyński, prepozyt Wojciech Rudnicki (syn brata biskupa Szymona Rudnickiego), kustosz Wacław Kobierzycki i kanonik Łukasz Górnicki. Po okolicznościowych przemówieniach goście z nowym biskupem udali się na plebanię w Butrynach i tam spożyli uroczysty posiłek. Potem, jeszcze tego samego dnia, wyjechali do Barczewa, gdzie zapewne przenocowali i stąd wyruszyli do Lidzbarka Warmińskiego.
Z krótkiego opisu przejazdu biskupa Wydżgi, ale w odwrotnym kierunku, tzn. z Lidzbarka przez Barczewo do Warszawy, dowiadujemy się, że podróżował sześciokonną karocą.
Więcej wiadomości dostarcza nam natomiast notatka na temat powitania biskupa Radziejowskiego w 1681 roku. Wyjechał z Warszawy i na granicę z Warmią przybył 19 lipca. Tutaj został powitany przez pięć mniejszych chorągwi wojsk biskupich z wójtem krajowym (biskupim) Ludwikiem Stanisławskim na czele. Ten w imieniu warmińskiej szlachty pozdrowił biskupa w języku niemieckim. Biskup odwzajemnił się podziękowaniem, następnie oddano trzy salwy armatnie i wszyscy udali się do należącej do kapituły warmińskiej wioski Przykop. Tu naprzeciw wyszło dwóch kanoników: kustosz Zachariasz Jan Szolc – Polak, ale urodzony z uszlachconej warmińskiej rodziny mieszczańskiej, i Jan Kazimierz Wołowski, pochodzący z polskiej szlachty z Mazowsza, która osiedliła się na Warmii. Słowa serdecznego powitania, tym razem już po polsku, wygłosił kanonik Szolc. I ponownie odwzajemnił się życzliwym słowem biskup.
Nocleg przygotowano też w Przykopie. Następnego dnia, a była to niedziela, biskup Radziejowski uczestniczył we mszy świętej w Butrynach i po niej udał się do Barczewa. Tam jeszcze przed wjazdem powitał go burmistrz i wręczył mu klucze do miasta. Biskup krótko odpowiedział i zwrócił klucze. Następnie oddano trzy salwy armatnie. Przed bramą miejską stał już ołtarz polowy, przy którym czekał ubrany w kapę archiprezbiter (proboszcz) Marcin Bodin, notabene urodzony w Olsztynie. Towarzyszyło mu liczne duchowieństwo. Archiprezbiter powitał biskupa po łacinie, a następnie w procesji przeprowadził dostojnego gościa do kościoła parafialnego. Tu odśpiewano Te Deum, podczas którego biskup modlił się przed ołtarzem głównym. Po tych ceremoniach w asyście delegatów kapituły, przedstawicieli szlachty warmińskiej i mieszczan udał się do tamtejszego zamku, gdzie przyjął go burgrabia Jan Troschke. W poniedziałek orszak wyruszył do Jezioran i tam powitanie miało podobny przebieg. Do Lidzbarka biskup dotarł we wtorek i znów powtórzono opisany ceremoniał, ale też odnotowano, że w tamtejszym kościele parafialnym biskup Radziejowski udzielił błogosławieństwa, a następnie udał się na zamek. Natomiast salwy armatnie i wielka radość trwały aż do późnej nocy.
Nieco skromniejszy opis zachował się z powitania biskupa Jana Stanisława Zbąskiego w 1689 roku. Gdy tylko kapituła fromborska dowiedziała się o jego przyjeździe, od razu oddelegowała dwóch przedstawicieli: dziekana Stanisława Bużeńskiego i znanego już nam kanonika Jana Wołowskiego. Samo powitanie odbyło się 12 maja. O godzinie 9.00 rano nadjechał biskup z położonej w pobliżu Bałd karczmy, gdzie nocował (jeszcze po stronie Prus Książęcych). Delegaci kapituły powitali go w lesie przed Bałdami. Towarzyszyli im liczni przedstawiciele szlachty i urzędników.
Dziekan Bużeński wygłosił mowę w języku polskim, biskup odwzajemnił się też życzliwym słowem. Następnie zaprosił obydwu kanoników do swojej karocy i przez Bałdy udali się do Butryn. Tam odwiedzili kościół i pojechali dalej do Przykopu, gdzie czekał na nich posiłek. Na placu tejże wioski powitali go przedstawiciele szlachty i straży biskupstwa warmińskiego. W ich imieniu – podobnie jak przy powitaniu biskupa Radziejowskiego – przemówił w języku niemieckim wójt krajowy Wojciech Wacław Stanisławski. Następnie przy towarzyszeniu salw armatnich odprowadzono biskupa do Barczewa, stąd do Jezioran i do Lidzbarka.
Biskupa Teodora Potockiego w 1712 roku mieli powitać kanonicy: kustosz Jan Jerzy Kunigk i kanonik Wojciech Hatten. Wszystko przygotowano według przyjętego porządku, ale okazało się, że nie uściślono terminu uroczystości; tym razem kanonicy przybyli za późno, biskup był już w diecezji i samo powitanie odbyło się dopiero w Lidzbarku.
Taka sytuacja zdarzyła się jednak tylko raz. Kolejny nowo mianowany biskup Krzysztof Andrzej Szembek został powitany 29 listopada 1724 roku przez kanoników Michała Remigiusza Łaszewskiego i Ignacego Czarlińskiego. Notabene ten pierwszy później został też biskupem warmińskim, choć tylko pomocniczym. I znów towarzyszyli im przedstawiciele szlachty, urzędników i dodatkowo żołnierze. Wszyscy zgromadzili się przy krzyżu między Bałdami i Butrynami. Biskup Szembek nadjechał około godziny 15.00. Już od Bałd do granicy z Warmią towarzyszyli mu niektórzy z wyczekujących. Na samej granicy oddano trzy salwy armatnie, następnie miały miejsce mowy powitalne i po nich udano się do kościoła w Butrynach. Tam przemówił kanonik Michał Łaszewski, odpowiedział biskup nominat i odśpiewano Te Deum. Następnego dnia biskup uczestniczył we mszy świętej w kościele butryńskim, na plebanii zjadł obiad i wyjechał do Barczewa, gdzie spędził kilka dni i stąd przez Jeziorany dotarł do Lidzbarka. Delegacje z domeny kapitulnej towarzyszyły mu jednak tylko do Barczewa; tam po oddaniu siedmiu salw armatnich udały się do swoich obowiązków. Kanonicy natomiast wyruszyli razem z biskupem do Lidzbarka; tam pozostali jeszcze przez osiem dni i dopiero wówczas powrócili do Fromborka.
Ceremoniał powitania został zakłócony podczas przyjazdu biskupa Adama Stanisława Grabowskiego w 1741 roku. Odnotowano, że, nie znając tej tradycji, nowy biskup zaprosił na spotkanie przy granicy jedynie kantora kapituły Mikołaja Antoniego Schulza, który w czasie wakatu stolicy biskupiej pełnił urząd administratora biskupstwa, oraz kanonika Jana Kazimierza Ligka – wówczas administratora komornictwa olsztyńskiego, czyli przyszłych współpracowników. W tej sytuacji kapituła zdecydowała, że powinna wysłać dodatkowo swoich delegatów, ale już bezpośrednio do Lidzbarka. Powitanie przy granicy było więc skromne. Ale okazało się, że biskup Grabowski – jak zapisano w protokole – winę za zaistniałą sytuację wziął na siebie, delegacji w Lidzbarku okazał nadzwyczaj dużo serca i poprosił kapitułę o wybaczenie takiego zachowania.
Ostatni raz zastosowano opisywany ceremoniał powitania w 1767 roku. Nowym biskupem warmińskim został wówczas Ignacy Krasicki, człowiek znany w całej Rzeczypospolitej. I tym razem kapituła fromborska przygotowała się do uroczystości, wyznaczając swoich delegatów: prepozyta Karola von Zehmena i kanonika Ignacego de Matthy. Dodatkowo w powitaniu wzięło udział jeszcze 36 żołnierzy ze straży komornictwa olsztyńskiego pod dowództwem kapitana Grzymały, dziedzica z Nikielkowa. Po przybyciu Krasicki wysiadł z karocy i wtedy wygłoszono przemówienia, następnie biskup poprosił kanoników do swojej karocy i w asyście żołnierzy, przy wystrzałach armatnich udał się do kościoła w Butrynach. Tam wszyscy uczestniczyli we mszy świętej. Po jej zakończeniu biskup z delegacją zatrzymał się w domu parafialnym, gdzie spożył posiłek. Następnie w towarzystwie kanoników skierował się do Barczewa, gdzie przenocował, potem wyruszył do Jezioran i stąd do Lidzbarka
Wszystkie opisy ceremonii są podobne, chociaż widać też i różnice. Niewątpliwie powitanie nowego biskupa na granicy było świętem dla diecezji i przeżyciem dla mieszkających przy trakcie, którym gość przejeżdżał. W sposób szczególny dni te odczuwała parafia butryńska. To przecież tu prawie zawsze sprawowano uroczystą liturgię i najczęściej spożywano posiłek. Do tej tradycji nawiązano i w 2006 roku, gdy witano w Rozogach nowo mianowanego arcybiskupa metropolitę warmińskiego Wojciecha Ziembę, choć Rozogi nie leżą na Warmii, a jedynie są parafią archidiecezji warmińskiej. Dobre tradycje trzeba podtrzymywać, a gdy ich zaniechano – przywracać. Bo jak napisał ksiądz Walenty Barczewski w Kiermasach…: Temi traktami ciągnęli biskupi po zatwierdzeniu swojem przez króla z licznym orszakami z Warszawy na swe nowe stanowisko. (…) Urocze to były i niezapomniane chwile dla serc polskich Warmjan.
Spis treści
Wstęp Wrota Świętej Warmii
Od Redakcji Z Warszawy na Warmię przez Bałdy
Wojciech K. Szalkiewicz Przez biskupie Wrota na Szlak Świętej Warmii
ks. Andrzej Kopiczko Powitania biskupów warmińskich na granicy diecezji w wiekach XVI-XVIII
Jerzy Laskowski Z Lidzbarka Warmińskiego do Warszawy
Jerzy Laskowski Ciekawostki o biskupach warmińskich
Edward Cyfus, Jerzy Laskowski Trakt Biskupi – kilometr historii Warmii